poniedziałek, 14 października 2024

Kenny Chesney - Born

Brakowało mi dobrej płyty Kennego Chesneya. Poprzednia „Here And Now” jakoś mi nie podeszła, a od „Songs For A Saints” minęło już sześć lat. Czy wydany w tym roku „Born” coś w tej materii zmienił? Przyjrzyjmy się temu albumowi.

Słuchając „Born” po raz pierwszy wiedziałem na pewno, że nie jest to ostatni raz. Większość kompozycji zostawiła coś po sobie. Zapamiętałem przede wszystkim piękny „Take Her Home” i „Top Down”. To już był moment, którego zabrakło przy okazji poprzedniej płyty. Kolejne odsłuchy „Born” tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że oto Kenny nagrał nam coś ponadprzeciętnego. Poczułem się nawet trochę jak za dawnych czasów – wszak to od jego płyt, między innymi, zaczęła się moja przygoda z muzyką country. „The Road And The Radio”, „When The Sun Goes Down” to pamiętne dla mnie albumy, pamiętne tytuły. Dobrze dziś tam wrócić. Czy taki „Long Gone” nie wpasowałby się dziś w tracklistę „The Road And The Radio”? Nie wspominając nawet o tym, trzymając się tamtego tytułu, że „Long Gone” jest wprost stworzony do drogi.

Na około pięćdziesięciominutowym materiale Kenny upchał aż piętnaście numerów. Tak, sporo tu krótkich kompozycji i też pewnie dlatego płyta ta mija dość szybko. A przecież aż chce się jej słuchać! Zostawiam więc ją w odtwarzaczu na dłużej. Poza utworami, o których piszę wcześniej, polecam zatrzymać się jeszcze przy tytułowym „Born” i „Just To Say We Did”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz