piątek, 15 czerwca 2018

Dierks Bentley - The Mountain

Ależ dobrze mi się słucha tej płyty. Podobno Dierks Bentley łapał na nią wenę w Telluride, Kolorado. Więcej – tamże została ona napisana i w całości zarejestrowana. To już pewniak. No to pięknie, w tym miesiącu zajrzałem już do Montany, byłem też w Maine, a przed nami weekend w Kolorado. Ha, a więc nawet się nie zastanawiam! I jak tu nie sympatyzować z popkulturą.

Słyszę w tytułowej kompozycji Toma Petty i jestem tym mile zaskoczony. RIP Tommy. Przesłuchałem ten numer wiele razy. Jakoś nie chce mi się znudzić. Singlem promującym płytę okazał się być southern rockowy „Woman, Amen”. Bardzo pozytywny kawałek. Tak, tutaj można poczuć tę przestrzeń, a może nawet powinienem napisać – tę górską przestrzeń. Sam tytuł skojarzył mi się ze starym klasykiem Randy Travisa z 1987 roku pt. „Forever And Ever, Amen”, choć oba utwory, to zdecydowanie dwie różne bajki. Dalej robi się jeszcze bardziej nastrojowo – „Nothing On But On The Stars”! Kapitalny, piękny song z cudownymi, delikatnymi partiami gitary. Im bliżej końca płyty, tym mniej stylistycznych wygibasów, dostajemy natomiast więcej klasycznego country. Nie mam nic przeciwko temu. Jest highwayowy „One Way”, jest w końcu bluegrassowy „Travellin’ Light” z gościnnym udziałem wokalistki Brandi Carlile. Płyta dobiega końca, a ja po raz kolejny włączam ją od początku, coraz mocniej utwierdzony w przekonaniu, że „The Mountain” to naprawdę dobra rzecz. A może nawet więcej niż dobra. Czas pokaże. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz