„Knights Call” jest płytą, której słuchałem zdecydowanie najwięcej, spośród ostatnich albumów Axela. Na pewno było to spowodowane faktem, że jego premiera zbiegła się trochę z występem artysty we Wrocławiu (w którym miałem przyjemność uczestniczyć, a więc i zajawka na ten album była większa), ale nie tylko.
Bo niby wszystko podano jak dotychczas, a jeden rzut oka na tracklistę daje pewne wyobrażenie o muzycznej całości, to jednak, w porównaniu do „Game Of Sins”, czy „Into The Storm”, kompozycyjnie bardziej mi to wszystko podeszło. Schemat zawsze jest ten sam, Axel Ameryki nie odkrywa, gra to, co zawsze grał, a nam pozostaje tylko łowić w tym wielkim morzu kompozycji. I ja właśnie z albumu „Knights Call” wyłowiłem sporo. Kupiły mnie świetne refreny z „Follow The Sun”, albo z „Slaves On The Run”, przytupuję w rytm kapitalnego hymnu – „Long Live Rock”, cieszą mnie też hammondowe wywijańce z „Wildest Dreams”. I w najmniejszym stopniu nie przeszkadza mi, że to wszystko już gdzieś było. Bo czy i spodziewałem się tutaj usłyszeć coś innego? Żadną miarą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz