Można by rzec, że trzy płyty, które wydał Higwaymen, plus dyskografie każdego członka z osobna ów gwiazdorskiego kolektywu, to lektura obowiązkowa dla wszystkich, zaczynających swoją przygodę z muzyką country. Słucham ich ostatnio bardzo dużo. To „dwójeczki”, to „trójeczki”, to znów kultowego debiutu z 1985.
Grupę Highwaymen tworzyli Johnny Cash, Willie Nelson, Kris Kristofferson i Waylon Jennings. Można by tu postawić kropę, dopisać „Amen” i wystawić maksymalną ocenę. Nie tak prędko. Muszę się do czegoś przyznać. Nigdy mi z tymi wielkimi nazwiskami po drodze nie było. Bliższy był mi raczej jednooki Dick Curless, którego poznałem dzięki książkom Stephena Kinga, aniżeli tamci, no ale… Myślę, że twórczość Highwaymen, tak bliska dziś memu sercu, wiele w tej materii zmieni. I tak na pierwszy strzał – Kris Kristofferson. Człowiek, który zagrał główną rolę w filmowym klasyku „Konwój” z 1978 roku. Przypomniałem sobie o jego płycie „The Silver Tongue Devil And I”, bo zwróciła ona moją uwagę, gdy pojawiła się w filmie „Taksówkarz” Martina Scorsese. Przecież od wtedy mam ją na swoim celowniku. A Willie Nelson i jego „Stardust”, „Red Headed Stranger”, albo „Always On My Mind”, po które też przecież zawsze pragnąłem sięgnąć? A skoro Willie Nelson, to i Waylon Jenings i ich wspólne zresztą dzieło – „Waylon & Willie”. Na koniec ostał się osławiony „man in black” – Johnny Ray Cash, który za kilka dni świętowałby dziś swoje 90 urodziny.
Mamy ich tu wszystkich! Mistrzowsko zgranych, śpiewających ze sobą tak, jakby im to od wieków było pisane. I nieważne po który album Highwaymen dzisiaj sięgniesz – efekt będzie taki sam. A gdy oglądam dziś ich wspólne występy, jak choćby fragmenty słynnego koncertu w Nassau Veterans Mamorial Coliseum w Uniondale, pod Nowym Jorkiem, to znowu człowiekowi odrobinę szkoda, że nie urodził się trochę w innym czasie, i trochę w innym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz