Już wiosna! Uchylmy nieco okno. Dobiega mnie zapach porannego powietrza. W kuchni, do kompletu, pachnie świeżo zaparzona kawa. A może by tak w góry? Samochodem? Hola, nie wsiądę do samochodu bez dobrej muzyki! Odpalam laptopa. O! Trace Adkins wydał nowy album! Chmmm…
Czy oni się wściekli z tymi długimi płytami? Alan Jackson – 22 utwory, Cody Johnson – 18, Morgan Wallen – 30. A teraz Trace Adkins? Nie no, ok – dobrej muzyki nigdy dosyć, niechaj gra… Nie mniej, jakaś nieznośna obawa zawsze się pojawia. Zupełnie jak przed grubą książką, albo długim filmem.
Trwającego równo 90 minut „The Way I Wanna Go” nie musiałem się obawiać, aczkolwiek upewnijcie się, że macie wystarczająco dużo czasu, żeby go przesłuchać. Owe 25 utworów nie znalazło się na tej płycie bez kozery – tyle bowiem lat liczy już sobie muzyczna kariera Adkinsa. Zaprosił więc chłop trochę wiary (całkiem nie bagatela towarzystwo – m.in. Stevie Wonder, Blake Shelton, Snoop Dog) i nagrał płytę. Płytę bez jakichś tam fajerwerków, czy radiowych rarytasów (typu „Honky Tonk Badonkadonk”, albo „Ladies Love Country Boys”), jednak na pewno jedną z najważniejszych w swojej karierze. Jest to materiał niezwykle równy, co sprawia, że słucha się go świetnie aż do samego końca. Podobać się mogą wspomniane duety (mnie szczególnie przypadł go gustu „Love Walks Through The Rain” z gościnnym udziałem Melissy Etheridge), jest też trochę fajnych numerów w samochodowe tempo, jak „Heartbreak Song”, „Cowboy Boots and Jeans” czy „It All Adds Up to Us”. Wszystkie te kompozycje „łapią” dosyć szybko i przyznać muszę, że płyta ogólnie dysponuje niezłą siłą przebicia, a mając na uwadze jej długość – wręcz „wchodzi” błyskawicznie.
W drogę więc. Album spakowałem, termos z kawą też. Nawet paliwo w baku jest, co bolało bardzo. Zostawmy jednak na chwilę ceny paliw i resztę świata. Tylko na chwileczkę. Wkrótce znów tutaj wrócimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz