Mniej więcej rok temu po raz pierwszy słuchałem albumu „Battle On” formacji Cyanide Scream. Co prawda nie posiadałem wtedy jeszcze srebrnego krążka i musiałem zadowolić się wersją mp3, jednak mimo wszystko nie mogłem oderwać się od tej muzyki. Dzisiaj purpurowy jawel case wzbogacił moją skromną kolekcję, a płytka kręci się w wysłużonym odtwarzaczu. No i emocje wróciły.
W Cyanide Scream rządzi multiinstrumentalista Steve Cone. Temu człowiekowi twórczego zapału odmówić trudno. Szesnaście solowych płyt wydanych od roku 1998 robi wrażenie. Jego przepis na muzykę jest prosty. Konstruowanie nieskomplikowanych riffów, średnie tempa i wciąż, pomimo tylu wykorzystanych nut, ciekawe melodie. Te niezbyt szybkie kompozycje w połączaniu z głosem Steva Cone, mającego coś z Kaia Hansena tworzą ciekawy efekt. Momentami wokal stylistycznie zbliża się w okolice Ozzy’ego Osbourne’a. Tak jest na przykład w kompozycji „Better Man”. Wsłuchajmy się w „Battle On”. Słyszę tutaj wczesny Dokken. Ten minimalistyczny, prosty – taki, jaki lubię. Słyszę 80sowy Judas Priest („In The Cold”), słyszę nawet wczesnego Joea Satrianiego („Go!”). I dalej wymieniać nie trzeba. Sugeruję dać tej płycie szansę. Moje ulubione kompozycje: „Holding On”, „In The Cold”, „Go!”, „I Need To Break It”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz