Gdy sięgam do glamowej szufladki zwykle wygrzebię klasykę. Jedną z dwóch pierwszych płyt zespołu Poison, debiut Danger Danger, czy mój ukochany „Girls Girls Girls” Mötley Crüe. Nie mniej, warto czasem dać szansę młodemu pokoleniu, a ostatnimi czasy mieliśmy prawdziwy wysyp świetnych nowych nazw. H.E.A.T., Steel Panther, Crazy Lixx, nasz rodzimy Nasty Crüe, czy właśnie Reckless Love.
Polubiłem ich od pierwszego usłyszenia. Kiedyś znajomy zalinkował mi utwór „Back To Paradise” i chwyciło od razu. Porywające, wesołe granie, stara szkoła – świeża krew. Zakupiłem ostatnio kilka płyt i wśród nich znalazło się to, piękne niebieskie, zimowe wydanie debiutu z 2010 roku. Sprawiło mi ono wiele radości. Słychać Poison, ze swoich najlepszych lat (genialny „One More Time”), jest tu coś z Guns N’ Roses („Badass”), jest coś z Kiss („Back To Paradise”). Klasyka podana na czasie. Bomba energetyczna. Jeżeli nie masz ochoty podkręcać jesiennego klimatu nastrojowymi, sennymi dźwiękami, a zamiast tego wolisz poczuć potężnego wiosennego kopa, to jest to album dla ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz