wtorek, 4 września 2018

Brad Paisley - Love And War

Lubię Brada Paisleya. Po Alabamie to chyba mój ulubiony wykonawca country. Lubię jego poczucie humoru i to, w jaki sposób odnajduje się na obecnym rynku. Bo niby nadaje na dzisiejszych falach, jednak na każdym wydawnictwie puszcza też oko do nas – miłośników staroci (Brad swój pierwszy album wydał w 1999 roku, a więc załapał się jeszcze na okres, jak to youtubowa gawiedź krzyczy, „kiedy country było country!”) . Kilka miesięcy temu dostałem w prezencie jego najnowszy album – „Love And War”.

Muzyka country opowiada o życiu i o przyjemnościach. Oczywiście zdarzają się też często piosenki na przykład o marzeniach, czy też, mówiąc ogólnie, o rzeczach ważnych. Najczęściej jednak rozprawia się tutaj o rzeczach przyjemnych. Poczucie humoru Brada to rzecz jasna atut dodatkowy. Kawałek, w którym opowiada on o swojej dziewczynie, która postawiła mu ultimatum – „albo ja, albo łowienie ryb”, to już klasyk. Dodam tylko, że tytuł tegoż utworu brzmi… „I’m Gonna Miss Her”. Również i na „Love And War” znajdziemy trochę mniej, lub bardziej zabawnych historyjek. Na pewno wyróżnia się tutaj „One Beer Can”, nawiązujący do wczesnych dokonań Paisleya. Uwagę zwraca nagrany wespół z dinozaurem Mickiem Jaggerem „Drive On Shame”. Brzmi on trochę jak odrzut z solowego Jaggera z 2001 roku – „Goddess In The Doorway”. Dobre wrażenie robi też otwierający „Heaven South”. Werdykt? Brad to facet, który nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Być może „Love And War” nie wzbudził u mnie tak wielkich emocji, jak na przykład „Wheelhouse”, jednak ta muzyka wciąż mnie ciągnie ku sobie, a to już bardzo dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz