Zespół Fifth Angel reaktywował się w 2017 roku. Podobnie, jak to miało miejsce w przypadku Cirith Ungol, towarzyszyły temu skrajne emocje. Ich dwa krążki z lat 80’ych urosły przez trzydzieści lat, a zespół stał się kultowy. W związku z tym jedni kręcili nosem, żeby „pomnika nie dotykać”, inni natomiast byli zachwyceni.
Oprawę graficzną mamy na piątkę z plusem. Z daleka widać, że to Fifth Angel. Brawa! Muzycznie, jednak, album mnie nie porwał. Ten zespół słynął z przebojowości i kapitalnych kompozycji, które już po pierwszym odsłuchu nie dawały o sobie zapomnieć. „The Third Secret” gości w moim odtwarzaczu już kilka dni i nic poza „Stars Are Falling”, który jest najbardziej zbliżony do tego, co zespół prezentował w latach 80’ych, nie wzbudziło we mnie większych emocji. Dobra, „We Will Rise”, „Can You Hear Me”, „This Is War” czy „Hearts Of Stone” mogą się podobać. To solidne kompozycje, warsztatowo bezbłędne, jednak ja nie oczkuję od Fifth Angel poprawie granego heavy metalu, bo takich płyt dzisiaj nie brakuje. Ja od Fifth Angel oczekuję Fifth Angel. Tamtego klimatu, pełnych polotu melodii, zaraźliwej wręcz przebojowości i niestety, ale i tamtego głosu. Ted Pilot może nie dysponował skalą Kendalla Bechtela, jednak jego barwa głosu i feeling nadawały muzyce Fifth Angel swoistej osobliwości. Nie ma jej na „The Third Secret”. Mogę ocenić ten album jako dobry, oceniając heavy metalą płytę. Jako średni jednak, z poziomu Fifth Angel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz