sobota, 3 sierpnia 2019

Sabaton - The Great War

Ok, no to teraz muszę jedynie pozmieniać tytuły poszczególnych utworów i smarujemy identyczną recenzję jak trzy lata temu. Jako rekrut w szeregach Sabaton (mam zaledwie trzy letni staż aktywnego fanowania), moja granica tolerancji na ich autopowielanie się jest ciągle wysoka, aczkolwiek…

Aczkolwiek coraz mniej. Obawiam się, że jeszcze trochę takiego grania i zacznie ono wychodzić bokami nawet tym najgorliwszym z najgorliwszych fanów. A może się jednak mylę? Przecież Motörhead też niegdyś „mielił” w kółko swoje, a kto miał kochać – ten kochał. „The Great War” to dobry album. Stu procentowy Sabaton. Znienawidzony przez antyfanów, uwielbiony przez entuzjastów – również przeze mnie. Brakowało mi świeżej dawki tego bojowego power metalu, podszytego mocnymi klawiszami, a napędzanego charakterystycznym, chropowatym wokalem Joakima Brodéna. Nikt inny tak nie gra – to atut nie byle jaki. Dostajemy tego trzydzieści osiem minut (trochę mało), z których szczególnie upodobałem sobie „Devil Dogs” – kupił mnie tym, co dzieje się w nim mniej więcej od połowy (fani ekipy Rolfa Kasparka szybciutko się tutaj odnajdą), jak również kapitalne symfoniczne zakończenie w postaci „The End Of The War To End All Wars”. „Fields Of Verdun”, „Red Baron” i „The Great War” poznaliśmy zanim ukazał się album. Te trzy utwory to rasowy Sabaton, typowa ciężka jazda. W tym miejscu dorzucę jeszcze jeden tytuł – „82nd All The Way” i tym samym zasób moich faworytów wyczerpuje się. Wychodzi sześć wyróżnionych piosenek na dziesięć (nie licząc outra) – a zatem nie jest źle, choć w porównaniu do „The Last Stand” ocena jednak troszeczkę niższa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz