Miało być o nowym Axelu Rudim Pellu. Planowałem też napisać kilka słów o ostatniej płycie House Of Lords. Zważywszy jednak na fakt, że zarówno Axel, jak i House Of Lords gościli już u mnie wielokrotnie, a pisząc o ich nowych produkcjach, napisałbym w zasadzie to samo, co zwykle, postanowiłem jednak tego nie robić. Zwłaszcza, że w obecnym okresie zdecydowanie więcej emocji przyniosła mi inna płyta.
„Synchronized” Brytyjczyków z FM, bo o tej płycie mowa, wyszła w maju tego roku i jest to już dwunasty studyjny album tej, zasłużonej dla gatunku, formacji. Przyznaję, że jakoś wcześniej nie było mi z nimi pod drodze. Czytałem kiedyś o ich obowiązkowym klasyku, jakim jest debiut „Indiscreet” z 1986 roku, ale wciąż po niego nie sięgnąłem. Teraz, albo nigdy. „Synchronized” to płyta, na której znalazłem pokaźną ilość więcej niż dobrych kompozycji, podanych finezyjnie, z polotem i doświadczeniem, wskazującym na muzyczny staż Brytyjczyków. Jeżeli po latach potrafili oni wykrzesać z siebie tyle ognia i skomponować takie numery, to cóż stanowi zawartość ich trzech pierwszych krążków? Z dwunastej płyty FM zapamiętam też dobre partie klawiszowe. Linia klawiszy jest momentami mocno wyeksponowana, niemal jak w AOR, ale podana ze smakiem i precyzją – tu dla przykładu otwierający płytę „Synchronized”, albo trochę Stan Bushowy, kojarzący się z tłem filmów akcji lat 80’ych – „Broken”. Z pozostałych utworów, które zwróciły moją uwagę wymienię „Superstar” (hicior jak nic), „Walk Through Fire” i nieco Def Leppardowy „Ready For Me”. Na minus oceniam koszmarną okładkę, ale okładka przy całości to małe piwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz