Garth Brooks w listopadzie wypuścił swój najnowszy album. W Polsce pobił on rekord sprzedaży i rozszedł się w ilości dwóch sztuk. Jedna leży u mnie na półce, drugą kupiłem na wypadek, gdyby pierwsza mi się porysowała. Choć o pewne obawy przyprawił mnie zarówno tytuł, jak i okładka, to album jest naprawdę udany. A niech mnie, pokuszę się nawet o zdanie – najlepszy od czasu powrotu Brooksa w 2014 roku. Ani bowiem „Man Against Machine”, ani też „Gunslinger” kompozycyjnie nie podszedł mi tak, jak najnowsza płyta. Garth Brooks po prostu zagrał tutaj tak jak lubię. Dostałem kilka prostych country rockerów, z których moje ulubione to singlowe „All Day Long”, oraz „Dive Bar” (duet z Blake’em Sheltonem). Do tego dorzucę „I Can Be Me With You”, który podobnie jak świetny „Amen”, oraz „Message In The Bottle”, ocierają się trochę o gatunkową stylistykę, jaką prezentował Elvis Presley w latach 70-ych (a jest to mój ulubiony etap jego twórczości). Wspomnieć też muszę o przepięknej balladzie „The Courage Of Love”. Mając pod ręką taki set można już załączać weekendowego repeat’a, co zapewne zrobił sam Joe Biden, po tym jak Garth pełen przejęcia odśpiewał a capella „Amazing Grace” na niedawnej inauguracji jego prezydentury. Cieszę się, że ten popularny 90’sowy kowboj, ma się tak dobrze. Teraz czas na nową płytę Alana Jacksona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz