Where we from, the birds sing a pretty song,
and there is always music in the air.
Stawiam kawę i placka z wiśniami jeśli Angelo Badalamenti nie pochodzi z tegoż właśnie miejsca. Zresztą David Lynch, twórca kultowego „Miasteczka Twin Peaks”, także. Od kilku dni znów towarzyszy mi niegasnąca magia tego serialu.
Odmalowany w nim świat już w dzieciństwie zafascynował mnie. Spowodował, że z czasem zacząłem inaczej patrzeć na sztukę – na kino, na fotografię, czy muzykę. Wielu płyt nie byłoby dziś w mojej kolekcji, gdyby nie muzyka, którą usłyszałem w Twin Peaks. Jazz jest tutaj najlepszym przykładem, bo „Soundtrack From Twin Peaks” to z całą pewnością pierwszy jazzujący album, jaki pokochałem. W porównaniu do pozostałych ścieżek dźwiękowych z „Miasteczka”, na kultowej „jedynce” tego jazzu znajdziemy chyba najwięcej – „The Bookhouse Boys”, „Freshly Squeezed”, „Dance Of A Dream Man” – jednak to nie za ich przyczyną najczęściej sięga się po ten album. Kultowy otwieracz „Twin Peaks Theme” (wzbogacony o niesamowity wokal Julee Cruise w utworze „Falling”), oraz – aż do bólu przejmujący – „Laura Palmer’s Theme” – oto dwa dania główne płyty. Wyrażają one niesłychaną maestrię w budowaniu muzycznych emocji (zwłaszcza „Laura Palmer’s Theme”, którego kulisy powstania można obejrzeć w krótkim filmie z Angelo w roli głównej). Tutaj Badalamenti ostatecznie dowiódł swojego geniuszu, zawiesił poprzeczkę niebotycznie wysoko i – w mojej ocenie – już nigdy jej nie przeskoczył. Ale to nic – jest do czego wrócić. I wróciłem. Mam zapas pączków i kawy. Cholernie dobrej kawy… niemal tak dobrej jak ta płyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz