sobota, 11 września 2021

Iron Maiden - Senjutsu

W ubiegłym tygodniu wyszła nowa płyta Iron Maiden. „Senjutsu”, bo taki nosi tytuł, jest siedemnastym studyjnym albumem w dorobku Steve Harrisa i spółki. 

No i zaskoczyli mnie. To ja tu się nastawiałem na miesiące, lata katorżniczych odsłuchań, by, jak to drzewiej bywało, w końcu łyknąć nowe progresywne dzieło od Maiden, a tu psikus – weszło za pierwszym razem! Czy to spójność tej płyty jest „winna”, jej poukładanie, czy może po prostu głód takowej muzyki, bo przez heavy metalowy odwyk, słuchając „Senjutsu” czułem się niemal jakbym smakował filiżankę kawy po półrocznej przerwie – tego nie wiem. Jednak ogólnie rzecz ujmując – jest dobrze, choć nastawienie, przyznaję, miałem słabe. Kilka kęsów „Senjutsu” wszystko w tej materii zmieniło. Okazało się, że ci zasłużeni i wiekowi weterani, potrafili nagrać płytę, która obudziła we mnie emocje podobne do tych, jakie towarzyszyły mi w czasach, kiedy ich twórczość dopiero odkrywałem. Trafione gitarowe sola i unisona z „Lost In A Lost World”, wokalne smaczki tamże, kapitalne wejście w „Hell On Earth”, nośny refren w „Days Of Future Past” i do tego wspomniana spójność i poukładanie całości – to wszystko i jeszcze trochę przekonało mnie do tej płyty. I jasne – zapewne opatrzyłbym ją okładką Derka Riggsa, tu i ówdzie podciągnąłbym wokale Bruce’a, upchnął wszystko na jednej płycie, ale czy w związku z tym zamierzam marudzić? Nie. Nie tym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz