Petra z języka greckiego znaczy tyle co „Rock”. Chłopaki nie owijają w bawełnę. Rzeczony „Rock” faktycznie towarzyszył im od samego początku, choć na przestrzeni lat różnie go uprawiali. Od brzmienia garściami czerpiącego z The Eagles, czy Lynyrd Skynyrd, przez 80’sowy arena rock, aż do rocka alternatywnego w latach 90’ych. Szczyt ich kariery przypadł jednak na sam środek tej gatunkowej mozaiki. I wtenczas właśnie grupa Petra wydała chyba swój najważniejszy album – „Beyond Belief”.
Jego muzyczna zawartość jest swoistą kontynuacją i niejako zwieńczeniem stylistyki, którą Petra prezentowała w zasadzie od momentu, kiedy to szeregi jej zasilił nowy wokalista – John Schiltt. Arena rock, AOR, melodyjny hard rock, soft metal? Zwał jak zwał. Kojarzycie fenomenalne soundtracki do amerykańskich klasyków akcji, końca lat 80’ych? Chodzi mi o twórczość takich artystów jak Stan Bush, Paul Hertzog, albo Survivor. Do tego dorzuciłbym jeszcze szczyptę Def Leppard, szczyptę Journey i wydaje mi się, że muzyczny obraz „Beyond Belief” mielibyśmy kompletny. A na rzeczoną ścieżkę dźwiękową ów płyta ma zadatki jak się patrzy. Wszystkie utwory brzmią świeżo i porywają swoją energią. Po prostu dają kopa. Wiem, bo zabrałem ten album ze sobą na narty i czułem się na stoku niczym Bill Johnson w filmie „Going For The Gold”. „Workout music” z najwyższej półki.
Słuchajmy więc Petry, łapmy energię, cieszmy się wiosną i bądźmy iskrą dla innych. Zupełnie jak te utwory. Jak „Underground”, „Seen Not Heard”, „Last Daze”, albo „Love”, które, jak to ktoś ładnie ujął, jest jakby odpowiedzią na Foreignerowskie zapytanie „I Want To Know What Love Is”. Oczywiście mogę się pod tymi słowami podpisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz