Jak to mam w zwyczaju, z zupełnie różnych bajek płyty wziąłem ze sobą na tegoroczną majówkę i w te kilka dni, podczas podróży do Poznania i Częstochowy, towarzyszyło mi nie tylko country, ale też elektronika i – ma się rozumieć – stary poczciwy hard rock. Tutaj postawiłem na nowiutki album celtyckich hard rockowców, szantowych wręcz – Dare.
Nagrali oni fantastyczny, cudowny po prostu album „Road To Eden”, tym samym zdobyli moje serce i na stałe wskoczyli do szufladki z napisem „muzyczne wspomnienia – te dobre”. Bo cóż w muzyce wspanialszego od faktu, że może ona grać w wyjątkowych chwilach twojego życia, a później przypominać ci o nich, gdy znów po nią sięgniesz. „Born In The Storm”, „Cradle To The Grave”, albo przepiękny „Only The Good Die Young” są mi dziś jak fotografie. Te i nie tylko, kompozycje, docenią wszyscy miłośnicy takich zespołów jak na przykład FM, Magnum, ale też, choć w nieco łagodniejszym wydaniu – Axel Rudi Pell. Nie brakuje tu finezyjnych riffów i ładnych melodii, a mając na uwadze, że ich muzyczny warsztat nie pracuje przecież od wczoraj, wypada tylko pozazdrościć potencjału kompozytorskiego i pomysłów na nowe utwory. Tutaj słowa uznania kieruję pod adresem producenta, ale też wokalisty i kompozytora właśnie, ex muzyka Thin Lizzy – Darren’a Wharton’a.
Grupa Dare ma na swoim koncie trochę płyt. Wstyd przyznać, ale dotychczas nie znałem żadnej z nich. Trzeba będzie nadrobić zaległości i przyjrzeć się bliżej twórczości Anglików z Oldham. Ci zdecydowanie na to zasługują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz