Po przerwie odpaliłem najpierw nową płytę Iron Maiden, a później nowego Saxona. Jedni i drudzy – ponad 40 lat na muzycznym rynku. To, ile energii potrafią dziś z siebie wykrzesać, jest naprawdę niebywałe. Biff Byford, frontman Saxon, liczy już sobie 71 wiosen!
Jak widać, ani Biff, ani też nikt inny w Saxon, nie przejmuje się tym jednak – udowadniają to z płyty na płytę. Nie mniej, z każdym kolejnym wydawnictwem, mój podziw dla nich rośnie – przecież mijają kolejne lata!
W takim kontekście tytuł nowej płyty nawet ciut pasuje. „Carpe Diem”, chwytaj dzień. Czy ktokolwiek w Saxon, tworząc takie kompozycje jak „Remember The Fallen”, „Super Nova”, albo „All For One”, zastanawiał się nad kwestią „co wypada, a co nie wypada nagrać na tym etapie twórczości”? Może Steve Harris z Iron Maiden częściej o tym myśli (hehe), ale tutaj, w obozie Saxon – nie wydaje mi się. Ich muzyczna ścieżka zawsze była prosta. Nie kombinując, trzymali się wiernie klasycznej, brytyjskiej szkoły, fundując wszystkim swój szczery, nieudziwniony heavy metal. I dotyczy to też nowego albumu. Wspomniany „Remember The Fallen” przenosi nas do 1983 roku i płyty „Power & The Glory”, „The Pilgrimage”, z kolei, do czasów „Innocence Is No Excuse”. Mamy też kilka nawiązań do tego, co Saxon robił w latach 90’ych – „Carpe Diem”, „Age Of Steam”, „Dambusters”. Więcej mi nie trzeba.
Ale „więcej” na pewno będzie. Wszak ta, raz a dobrze naoliwiona w 1977 roku maszyna, zdaje się być absolutnie nie do zatrzymania. Zarówno pod względem twórczym, jak i koncertowym, czego byłem naocznym świadkiem. Swoją drogą pasuje zakręcić się wokół tematu koncertu Saxon. To zdecydowanie jedna z tych kapel, które warto zobaczyć na żywo co najmniej kilka razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz