Pisząc o ostatniej płycie Lady Pank wspomniałem, że zdecydowanie za późno nazwa ta pojawiła się na moim blogu. Identycznie mógłbym zacząć dzisiejszy tekst. Nowy album T.Love! Chociaż nigdy nie byłem ich wiernym fanem, to jednak, na przestrzeni lat, muzyka Zygmunta Staszczyka i spółki towarzyszyła mi często. Zawsze też sympatią darzyłem samego Muńka. Dziś z przyjemnością sięgam po nową płytę. Z przyjemnością tym większa, że „Hau! Hau!” to, mówiąc najprościej, stary, dobry T.Love.
Już otwierający album „Ja ciebie kocham” sprawia, że czujemy się jak w domu. Znowu jest rok 1996, a może nawet trochę wcześniej. Kolejny utwór „XYZ” to jeden z moich faworytów. Jego refren, w którym Muniek śpiewa „Mój film to zawroty głowy, mój film to neony kolorowe…”, to 100% T.Love w T.Love. Fajnie znów poczuć ten klimat, wskoczyć do lat, kiedy to zasłuchiwałem się w takich płytach jak „Al Capone”, czy „Prymityw”. „Hau! Hau!” brzmi jakby powstał właśnie wtedy, a na wokalu Zygmunta Staszczyka nie ma nawet skazy. Ewidentnie – nikt tak nie gra. Ich oryginalność pozostała nietknięta. Gratulacje.
Twórczością T.Love zainteresowałem się dawno temu, po tym jak zobaczyłem w telewizji klip do utworu „Bóg”. Dzisiaj już wiem, że Bóg jest z nami zawsze, choć jak to Muniek śpiewał „jesteś tak daleko ode mnie”. Dzisiaj Zygmunt też to wie i niejako spełniło mu się to, o co w tamtej piosence prosił – „tak bardzo chciałbym zostać kumplem Twym”. Taka dygresja na koniec, bo nowy materiał T.Love jakby spiął klamrą to, co było. Jest świetnym uzupełnieniem ich dyskografii i jestem przekonany, że to nie koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz