Wydany w 2008 roku album „To Know That You’re Alive” Amerykanów z Kutless, nie miał łatwego zadania. Poprzednia, niezwykle ciepło przyjęta płyta, wysoko zawiesiła poprzeczkę, a sam zespół znalazł się w takim miejscu kariery, w którym to trzeba sobie zadać pytanie „co do dalej”. Świadczy o tym kolejna płyta „Beliver”, która jest już wyraźnym odejściem od czystego rockowego brzmienia w stronę radiowego pop rocka. „To Know That You’re Alive” zdaje się być swojego rodzaju buforem pomiędzy tym, co było, a tym, co nadchodzi.
I chociaż album ten zawiera kilka naprawdę ostrych, rockowych kawałków (ze szczególnym wskazaniem na świetny „The Disease & The Cure”), to jednak prawie połowę płyty stanowią ballady i utwory utrzymane w wolniejszych tempach. Już na starcie, po mocarnym rockowym otwieraczu, Kutless łapie oddech („Sleeping City”), by po chwili, po wspomnianym „The Disease & The Cure” zwolnić na dobre. Od tego momentu na płycie robi się głośniej już tylko dwa razy (przy okazji „Overcoming Me” i słusznie zatytułowanym „Loud”). Nie przeszkadza mi to zbytnio, zwłaszcza, że owe spokojniejsze fragmenty płyty nie są bynajmniej wyzute z emocji, czy pozbawione mocy. Myślę tutaj zwłaszcza o „Promise You” i „Dying To Become”, opowiadających o duchowych zmaganiach każdego z nas i o nadziei, jaką pokładamy w Panu. Nie zabrakło też ładnych melodii – „Guiding Me Home”, „You”.
Odnoszę wrażenie, że płyta ta zamyka jakiś rozdział twórczości Kutless. Nie słuchałem ich ostatnich dokonań, ale to, co usłyszałem na kolejnym albumie „Beliver”, zabrzmiało inaczej – łagodniej, bardziej radiowo i na modłę współczesnego chrześcijańskiego pop rocka. No cóż, jako stary rockman, zdecydowanie bliższe mojemu sercu jest jednak pierwsze oblicze chłopaków z Portland – z „To Know That You’re Alive” włącznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz