piątek, 10 listopada 2023

Theocracy - Mosaic

Pisałem niedawno o nadchodzącym nowym albumie Amerykanów z Theocracy. Oto i on! Już oczywiście zamówiony, dodam, że razem z „Incantations” Mike’a Oldfielda (jak tu nie słuchać Oldfielda, gdy jesień za oknem), aczkolwiek, dzięki internetom, zdążyłem się nim trochę wcześniej nacieszyć. 

O czym muszę wspomnieć przy okazji „Mosaic” (taką nazwę nosi nowy album), to pewien fenomen dotyczący długich kompozycji. Bo osobiście nigdy za nimi nie przepadałem, a więc zamykającego płytę, dziewiętnastominutowego „Red Sea” po prostu się bałem, jednak koniec końców, z ręką na sercu przyznaję, że „Red Sea” to mój zdecydowany faworyt! Wielkie nieba, jeśli dobrze pamiętam – podobnej historii szukać by dopiero na płycie „Powerslave” grupy Iron Maiden (mowa oczywiście o „Rime Of The Ancient Mariner”), a później – również dawno, ale nie tak bardzo – „Seven Angeles” z „The Metal Opera Pt. 2” Avantasii. Dziewiętnaście minut!  

Wspomniałem o grupie Avantasia. Muzycznie jesteśmy dość blisko ich dokonań, jako, że Matt Smith, co niepodobna Amerykanom, albo jest to proceder bardzo rzadki, upodobał sobie w europejskim power metalu. Powiem nawet więcej – Theocracy to najbardziej europejsko brzmiąca grupa ze Stanów, jaką słyszałem. Stąd właśnie „Mosaic” z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom takich grup, jak Rhapsody, Edguy, czy właśnie Avantasia. 

Jak to zwykle u Theocracy bywa – brzmienie jest bajeczne. Nieco cięższe niż na „Ghost Ship”, ale równie klarowne. Wokalnie Matt Smith – bez zarzutu. Pisałem o nim już wcześniej, ten człowiek jest w swoim żywiole i z płyty na płytę staje się coraz lepszy, również jeśli chodzi o pisanie utworów. Wspomniany „Red Sea” to najlepszy przykład. Moją uwagę zwróciły też: „Flicker”, „Anonymous”, „Mosaic”, „Return To Dust” i „Liar, Fool, Or Messiah”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz