Jest to kolejna płyta, do której zawsze wracam z wielką przyjemnością. Melodyjny heavy metal, albo raczej hard rock / AOR, z Wysp Brytyjskich w najpiękniejszym wydaniu! No bo któż dziś pisze takie melodie!
A o tym, jak wielce są one dla mnie w muzyce ważne, pisałem już nie raz. „Gravity” to pod tym względem majstersztyk. Panowie, stanowiący trzon Praying Mantis, czyli Chris i Tino Troy, przy współudziale wybornego wokalisty Johna Cuijpersa i gitarzysty Andy Burgessa, skomponowali tę muzyczną ucztę, którą żaden szanujący się miłośnik klasycznego rocka, heavy metalu, albo po prostu wiedzący, co muzyce jest najpiękniejsze, wzgardzić nie powinien. Na piedestał wysuwa mi się tutaj cudowna kompozycja tytułowa – „Gravity”, ale tuż za nią i w zasadzie jednym tchem, śpieszę wymienić kolejne, jak „Time Can Heal”, „Destiny In Motion”, czy „The Last Summer”. Te urocze gitarowe unisona oczarują nie jedno muzycze serce. I o to chodzi – dajcie się oczarować. Album do krótkich nie należy, ale nie jest też przesadnie długi. Niespełna godzina wydaje się być optymalna dla tej muzyki, choć podejrzewam, że dla większości z Was, na jednej godzinie z „Gravity” pewenie się nie skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz