Pięknie Chris napisał we wkładce do tej płyty. Że w muzyce wszystko prowadzi w jakieś miejsce. Melodia przechodzi w słowa. Słowa w uczucia. Te zaś, zamieniają się w utwory i stają się nam muzycznym tłem w codziennym życiu. Czasem zastanawiam się jak wyglądało by moje życie, gdyby nie było w nim muzyki. A przy takim „Traveller” to można solidnie podumać. Na przykład za kierownicą, bo jak wskazuje nazwa płyty – znów wyruszymy w drogę.
Lecz tym razem to będzie dłuższa trasa. Toteż muzykę wybrałem spokojniejszą. „Traveller” jest bowiem nieco leniwym (ale w pozytywnym znaczeniu) dziełem, ponad godzinnym i ocierającym się o kilka gatunków. Folk, southern rock, country. Mamy tu coś z wczesnego Travisa Tritta, mamy coś z „Nebraski” Bruce’a Springsteena. Nieco szorstki głos Stapletona dodaje do tego materiału trochę surowości i odrobinę brudu, a może lepiej napisać – przydrożnego piachu. Z moich faworytów wymienię na pewno tytułowy „Traveller”, „Fire Away, „Parachute”, „Nobody To Blame” (mogący się właśnie kojarzyć ze wspomnianym Travisem Trittem), czy „When The Stars Come Out”. Album bez wątpienia zasługujący na uwagę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz