Z każdą kolejną płytą, utworem, czy nutą Adam Harvey wyrasta na mojego ulubionego artystę country. Jest nim zapewne już dziś dla większości miłośników tej muzyki w Australii, stamtąd bowiem pochodzi. Harvey sprzedał ponad pół miliona płyt, był pięciokrotnie nominowany do nagrody ARIA Music Award (Australian Recording Industry Association), zdobył też dziewięć złotych gitar na Country Music Awards w Australii.
Mój pierwszy kontakt z Harvey’em to utwór „Lights On The Hill”. Jest to klasyk Slim’a Dusty (największego Australijskiego pieśniarza country w historii), który znalazł się na tribute-albumie Adama Harvery’a pt. „The Great Country Songbook”. Jak nie przepadam za tribute’ami, coverami, etc., tak za sprawą Harvey’a, ten album stał się wyjątkiem. Bardzo podoba mi się sposób w jaki Harvey śpiewa, ma taką charakterystyczną manierę, zwłaszcza, gdy śpiewa w dolnych częściach skali. Zasłuchując się w rzeczonym tribucie, począłem wypatrywać co on tam jeszcze nagrał. A nagrał bardzo wiele, choć do stu iluś tam pozycji Slim’a Dusty jeszcze mu trochę brakuje.
Ostatnia płyta Adama Harvey’a, zatytułowana „Songs From Highway One”, zabiera nas w podróż po Australii. Harvey pokazuje nam miejsca, które wiele dla niego znaczą, przedstawia nam też kilkoro ważnych dla niego osób. To podróż przez miejsca i przez doświadczenia, przy czym jest to zawsze podróż radosna. Uśmiech nigdy nie znika z twarzy Harvey’a, jest to zresztą jego znak rozpoznawczy – czytałem o tych wszystkich przepełnionych humorem występach live, których był udziałem. A radość przyciąga. I tutaj Adam Harvey wygrywa. Pod tym względem porównałbym go nawet do Elvisa Presley’a. Pod względem muzycznym natomiast – do Wade’a Hayes’a.
W drogę, więc! Nie zatrzymuję. Wymienię jeszcze tylko moje ulubione utwory, jednak czy zdecydujecie się przy nich zatrzymać, to już zależy tylko od was: „Lindeman Again”, „Darwin Nights”, „All For Rum”, „Take Me Back”, „Angel Of Goulburn Hill”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz