Gdzieś, w jakimś może 2002, może 2003 roku, usłyszałem w Radiu Afera, w audycji „Nawiedzone Studio”, piosenkę „Radioactive Toy” brytyjskiej grupy Porcupine Tree. W mojej wieży natychmiast przycisnąłem „Record” i ów utwór niemal w całości wylądował na kasecie, która akurat była w środku. Tak zaczęła się moja nieśmiała przygoda z twórczością Stevena Wilsona i choć nie znam jej perfekcyjnie, to są takie dni, że jej magnetyzm szczególnie daje mi się we znaki.
Nie bez kozery Wilsona określa się często mianem muzycznego intelektualisty, albo wizjonera. Jego twórczość po prostu ma to coś. Potrafi poruszyć wyobraźnię, nakreślić obrazy, ukoić, a kiedy trzeba – dać kopniaka. Ta muzyka to rozmarzenie, wycieczka. I nic w tym temacie, jeśli chodzi o nowy album Porcupine Tree, się nie zmieniło, a zaznaczyć trzeba, że „Closure/Continuation” jest powrotem zespołu po długiej absencji. Jednak, jak nawet sam tytuł płyty wskazuje, grupa dalej gra swoje. Ku mojemu zadowoleniu bez trudu odnalazłem na niej dawny klimat, smakując w tych, na poły delikatnych, na poły nadspodziewanie ciężkich, acz podanych z mistrzowskim wyczuciem dźwiękach, jak za czasów „In Absentia” czy „Deadwing”. I to już po pierwszym, dziewiczym przesłuchaniu rzeczonej płyty! Jestem z siebie dumny, bo co, jak co, ale prog rock nigdy nie cieszył się u mnie takim stopniem przyswajalności, jak inne gatunki.
Polecam więc! A szczególną uwagę proponuję zwrócić na „Harridan”, „Of The New Day” oraz „Dignity”. Dodam też, że wersja deluxe zawiera jeszcze trzy nowe utwory, co daje łącznie ponad sześćdziesiąt minut muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz