Płyty słucham już trzeci weekend i wciąż nie mogę się nią nacieszyć. A to z racji, że w porównaniu do poprzedniczki brzmi jakby klasyczniej, a to zwyczajnie, że kompozycyjnie jest mi o wiele bliższa. Tutaj, w zasadzie, miałbym problem ze wskazaniem jakiegoś słabego utworu, za to w tych drugich mógłbym przebierać. Na przykład tytułowy „Gravel & Gold”. To jeden z lepszych samochodowych kawałków, jakie kiedykolwiek słyszałem. Dierks kocha góry (patrz płyta „The Mountain”), lubuje się też w podróżach. Samo życie często porównuje z podróżą.
I got some rust on my Chevy but it’s ready to roll
I got a rhinestone sky and a song in my soul
It ain’t a smooth ride, life, it’s a winding road
Yeah, it might be gravel, but it feels like gold
Podobną analogię Bentley stosuje w „Roll On”. To moje dwa ulubione kawałki z płyty, aczkolwiek, przyznam się, że wybrać najlepsze z „Gravel & Gold”, jest nie lada wyzwaniem. Po raz kolejny więc zdałem się na emocje, aby odwaliły za mnie robotę. W muzyce, na szczęście, jest to bezpieczny zabieg.
I’m in the bluegrass space, I’m in the traditional country space.
Mówił Dierks Bentley przed premierą płyty. I choć, odnosząc się do bluegrass, to chyba tylko w zamykającym płytę „High Note” (świetny numer i jaka solówka!), wypełniła się ta zapowiedź (po więcej odsyłam do albumu „Up On The Rigde”), tak klasycznego country faktycznie mamy tutaj dość. Wystarczająco dużo i wystarczająco dobrze podanego, aby uznać „Gravel & Gold” za jeden z najlepszych, o ile nie za najlepszy, album w dorobku Dierksa Bentley’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz