czwartek, 5 kwietnia 2018

Blake Shelton - Texoma Shore

To pierwsza płyta Blake’a Sheltona jaką kupiłem. Znam kilka, ale dotąd moja półeczka nie miała przyjemności ugościć żadnej z nich. Wydana w ubiegłym roku „Texoma Shore” miała być powrotem do muzycznych korzeni artysty. Skusiłem się.

Swojska okładka? Wymowny tytuł? Texoma to jezioro umiejscowione na styku stanów Oklahoma i Teksas – rodzinnych rejonów Sheltona. Jak nic – powrót na stare śmiecie. Będzie południowo. A figa! Jak wspomniałem – znam jego kilka płyt. I tych kilka sobie cenię. Niestety „Texoma Shore” żadną miarą nie chce stać się jedną z nich. Nie sprawi tego słodki, ale nie po mojemu – „At The House”. Nie ma na to szans mdły „Got The T-Shirt”. Ani potworek „Money”. Mam dla Blake’a radę. Jeśli chciałby on wypuszczać wartościową muzykę, to niech po prostu sam zacznie ją pisać. Na „Texoma Shore” jego autorskich piosenek naliczyłem… jedną. I najlepszą. Mowa o „Turnin’ Me On”. Bliźniacza sytuacja miała miejsce przy okazji poprzedniej płyty. I gdzie ten Twój powrót do korzeni, Blake? Weź spróbuj no raz jeszcze. Bardzo Cię proszę. I zdecydowanie kibicuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz