Po wydanym w 2013 roku albumie „Battle Beast”, zespół obrał pewien kurs i konsekwentnie nim podąża. Soczysty heavy, power metal podszyty mocnymi klawiszami, a do tego okazjonalne pop-80’sowe wycieczki. Co prawda ten „soczysty heavy, power metal” z płyty na płytę jakby łagodnieje (zupełnie jak sposób śpiewania świetnej wokalistki Noory Louhimo), jednak wciąż porywa, głównie dzięki świetnym kompozycjom. I one są istotą tego wydawnictwa.
Próbowałem się tą płytą zmęczyć. Nie jest to proste zadanie. Ich producentowi i autorowi połowy muzyki, niejakiemu Janne Björkroth’owi, nie można odmówić swobody i luzu, w jaki serwuje swe nuty. Tuż za nim Joona Björkroth (brat?) – autor świetnych „Eden”, „The Piece Of Me”, czy „The Golden Horde”. I tutaj od razu rzuca mi się w oczy pewna prawidłowość, że o ile Janne ciągnie Battle Beast w kierunku pop-80’sowej symfonii, tak Joona obstaje za graniem bardziej tradycyjnym. Janne gra na klawiszach, więc jestem skłonny zrozumieć ciągotki owego jegomościa, byleby chłopina kiedyś nie przesadził. Tak jak jest – jest dobrze, a gdyby kiedyś zechcieli cofnąć się do roku 2013 i wspomnianej płyty „Battle Beast” – byłoby wspaniale. Jeszcze dwa słowa o Noorze Louhimo, nie bez kozery nazywanej również „Robem Halfordem w spódnicy”. Dysponując głosem bardzo mocnym, ale i pięknie brzmiącym, potrafi być drapieżna i ekspresyjna, a jednocześnie subtelna, albo zwyczajnie przebojowa, jak w niczym wyjętym ze starej płyty Vixen, utworze „Endless Summer”. Wielki, wszechstronny talent i bez wątpienia obecnie jedna z najlepszych wokalistek na metalowej scenie. Mogłaby sobie jedynie darować ten obrzydliwy, szpecący ją make-up, który od pewnego czasu z upodobaniem ląduje na jej licu. Dla porównania, proszę odpalić klip do utworu „Black Ninja”. No! Od razu lepiej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz