piątek, 5 kwietnia 2019

Tierra Santa - Indomable

W muzyce zawsze ceniłem sobie melodię. Cenię ją ponad wszystko bez względu na gatunek. Nie ważne czy siedzę na porchu i słucham country, czy lampię się na deszcz słuchając jazzu, czy nóżka mi chodzi do patatajowego heavy. Dobra melodia musi być. Jeśli jej nie ma, na nic zdadzą się instrumentalni wirtuozi, wokalni geniusze, czy wzorowo brzmiące sekcje. Płyty pozbawionej dobrych melodii kijem nie ruszę. Wyrzucę ją precz, a zamiast niej do odtwarzacza wrzucę na przykład „Indomable” Hiszpanów z Tierra Santa.

Ilekroć po nią sięgam, tyle też razy wyrzucam sobie, że na swoim blogu nigdy, nawet słowem, nie wspomniałem o tym zespole. Rodem z Hiszpani, a dokładniej z La Rioja, jedenaście płyt studyjnych na koncie. Kwintet ten, już od dwudziestu lat „z górką”, raczy nas swoim, mocno inspirowanym twórczością Iron Maiden, galopującym heavy metalem. „Indomable” to według mnie ich magnum opus. Lepiej zgranych gitar, gitarowych solówek, harmonii i rzecz jasna – lepszych melodii na innych wydawnictwach nie znalazłem. Można spróbować poszukać jeszcze na „Legendario”, albo „Sangre de Reyes” (z naciskiem na ten drugi), jednak w moim mniemaniu oba te albumy ustępują wybitnemu „Indomable”. Na niej i na wszystkich innych płytach Tierry usłyszymy charakterystyczne wokale Ángela San Juana. Ángel nie sili się specjalnie na heavy metalowe felsety i śpiewa raczej w średnich rejestrach. Oczywiście wisienką na torcie jest tutaj język hiszpański, w którym bez wyjątku wybrzmiewają wszystkie kompozycje. Z tych wyjątkowych wymienię: „Hamlet”, „Quén Llora Hoy Porti”, „Las Walkirias”, czy „El Corazón Del Guerrero”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz