wtorek, 9 kwietnia 2019

Bryan Adams - Shine A Light

Recenzując poprzedni album Bryana Adamsa zwróciłem uwagę na bardzo krótki czas trwania płyty. Zaledwie 36 minut. Była to w zasadzie jedyna rzecz, do której się przyczepiłem. „Get Up” był (jest!) naprawdę świetny. Po czterech latach Bryan wraca z kolejnymi… 36 minutami. Ech, no dobra, nie było tematu, nie będę się więcej czepiał. Najważniejsze, że owe 36 minut znowu porywają!

I to chyba bardziej niż ostatnim razem. Ten niestrudzony Kanadyjczyk z charakterystyczną papryczką w głosie wydaje się być wyjątkowo odporny na kompozytorski paraliż. Przygotował nam 11 nowiutkich utworów, plus bonusik, w postaci coveru „Whiskey In The Jar” – starej, irlandzkiej pieśni, prawdopodobnie najbardziej znanej w wykonaniu Metalliki, tutaj jednak zaaranżowanej bardziej w stylu Thin Lizzy. Przyjemne, takie trochę „biwakowe” (z harmonijką i akustykami) zwieńczenie tej żywiołowej, rock ’n’ rollowej płyty, bo o niego (tzn. o rock ’n’ roll) na „Shine A Light” zdecydowanie się rozchodzi. „Driving Under The Influence Of Love”, „All Or Nothing” czy „I Could Get Used To This” niech posłużą tutaj za najlepszy przykład. Dobrego wrażenia nie popsuje mi nawet skrojony na przebój, plastikowy „That’s How Strong Our Love Is”, gdzie Adams zaśpiewał w duecie z Jennifer Lopez. No dobra, przyznaję się bez bicia, że nawet ten numer przypadł mi do gustu. Ot, po prostu wychodzi na to, że czego by się ostatnio Adams nie dotknął, jest to dobre, nawet gdy mowa o tak radiopopowym mixie, jaki mamy w „That’s How Strong Our Love Is”. Artysta w czerwcu wystąpi w Polsce. Jest się nad czym zastanowić, byleby nie zastanawiać się za długo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz