Brakuje mi heavy metalowych albumów Alice Coopera. Słuchałem ostatnio trochę „Brutal Planet”, trochę „Dragontown” i nabrałem ochoty na więcej. „Paranormal” to jednak, kolejna po „Welcome 2 My Nightmare”, podróż w rejony dla Alicji klasyczne. Dużo tu korzennego rocka, podanego z filmowo-musicalową nutą i nieodzowną garścią czarnego humoru.
Całość, niezwykle rytmiczna i melodyjna, robi bardzo pozytywne wrażenie. Słucha się tego lekko i przyjemnie, a utwory takie, jak chociażby otwierający, tytułowy „Paranormal”, rock ‚n’ rollowy „Rats”, czy bonusowy, mający coś z rockabilly „Genuine American Girl” od razu zapadają w pamięć. Dużo dobrego można też napisać o rozpędzonym „Dynamite Road”, albo klimatycznym, nieco melancholijnym „The Sound Of A”. Kompozycje są zwarte i dość krótkie. Alice od razu przechodzi do sedna, oszczędzając nam instrumentalnych odjazdów i budowania klimatu. Uważam to za plus. Mniej kombinowania, więcej bezkompromisowego rocka i przede wszystkim – więcej „tego” głosu. Głosu, który nic nie stracił przez te wszystkie lata i jak kiedyś, tak obecnie – mocno kojarzy mi się z kultowym kinem grozy lat 80’ych (mam na myśli oczywiście „Friday The 13th”). Na swój wymarzony, nowy heavy metalowy album Alicji muszę więc jeszcze trochę zaczekać. Pomysłowy „Paranormal” robi bardzo pozytywne wrażenie, aczkolwiek wiem, że jego wszystkie walory jeszcze docenię. Tymczasem z „Dragontown” w odtwarzaczu, znów ląduję w roku 2001, w tamtym troszkę bardziej ostrzejszym sosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz