wtorek, 11 czerwca 2019

Carrie Underwood - Some Hearts

Jechaliśmy przez Pensylwanię, drogę umilałem sobie muzyką. Miałem ze sobą trzy tytuły – „Born To Run” Bruce’a Springsteen’a, „United” Newsboys’ów i „Some Hearts” Carrie Underwood. Wkrótce zatrzymaliśmy się na krótki postój i zakupy. Now you’re talking! Trochę nasłuchałem się o „płytach country za dolara” w Walmarcie (tudzież innej wielkiej amerykańskiej sieciówce), a zatem pierwsze kroki skierowałem do stoiska z muzyką.

I wtedy kupiłem sobie „Some Hearts” na CD. Między innymi. I nie „za dolara”, ale za pięć dolców. Nic to jednak w porównaniu z polskimi cenami. Zgroza, powiadam wam, że w „polskich internetach” ta muzyka bardzo często kosztuje grubo ponad stówę (serio). „Some Hearts” grało mi już do końca. Album ten, będący płytowym debiutem, pochodzącej z Oklahomy wokalistki, rozszedł się w ilości siedmiu milionów egzemplarzy i otrzymał status platynowej płyty. Dodam, że krążek został wydany jedynie w USA i Kanadzie. Tym cenniejsza pamiątka. Płyta, choć lepszych od niej w tym gatunku słyszałem wiele, zaskarbiła sobie moją sympatię. Głównie za sprawą świetnego otwieracza „Wasted” (Carrie wykonała tę piosenkę w American Idol, a także podczas Academy Of Country Music) i jeszcze paru takim, którym bliżej do country, niż do pop. Bo tych drugich jednak na „Some Hearts” więcej. Na szczęście Carrie nadrabia wdziękiem i głosem, zatem więc – niech jej będzie. A ja myślałem, że nie lubię blondynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz