czwartek, 27 czerwca 2019

Kiss - Hot In The Shade

W ubiegłym tygodniu grupa KISS po raz pierwszy wystąpiła w Polsce. Po raz pierwszy i prawdopodobnie po raz ostatni, gdyż obecna trasa, ochrzczona mianem „End Of The Road”, jest trasą pożegnalną. Pozwoliłem sobie jednak napisać „prawdopodobnie”, jako, że wszyscy wiemy jak to bywa z tymi trasami „pożegnalnymi”. „Takiej” też zresztą trasy pożegnalnej KISSOM życzę, gdyż koncert był po prostu fenomenalny i przyznaję, że z chęcią bym ich jeszcze kilka razy „pożegnał”. Tymczasem kolejny raz przeglądam koncertowe pamiątki (w postaci kilkunastu zdjęć, jakie pstryknąłem spod sceny), a w odtwarzaczu kręci się „Hot In The Shade” – jeden z moich ulubionych albumów w dorobku grupy.

Ta płyta to istna kopalnia hitów, z których przynajmniej kilka powinno zdobić koncertowe setlisty. Tak bardzo nośne refreny po prostu same się o to proszą. Jak wiadomo, Paul Stanley i spółka mają nieco odmienne spojrzenie na ów temat. Szkoda. Szkoda tej witalności i tych trafionych melodii, jakich KISS nie miał szczęścia później pisać często (choć wyjątkiem tutaj będzie „Sonic Boom” – pamiętna perełka z 2009 roku). Sama Bonnie Tyler nie zastanawiała się długo, gdy Stanley sprezentował jej kiedyś „Hide Your Heart” (odrzut z „Crazy Nights”) i z miejsca zrobiła z tego przebój. Wówczas grupa doceniła potencjał utworu i kompozycja trafiła na „Hot In The Shade”. A przecież nie samym „Hide Your Heart” „Hot In The Shade” stoi. Ten album to przede wszystkim: „Rise To It”, „Betrayed”, „Love’s A Slap In The Face”, „Silver Spoon”… Jedna z najbardziej niedocenionych płyt wszechczasów? Oczywiście!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz