sobota, 24 lutego 2018

Accept - The Rise Of Chaos

Wiem już na czym polegał mój problem z tym albumem. Nie mogłem przebić się przez pierwsze 20 – 25 minut. Byłem po nich tak zmęczony, że zwyczajnie płytę wyłączałem, ewentualnie tak znużony, że przestawałem skupiać się na tym, co grało później.

A później było lepiej. Pojawiły się melodie! Zacząłem słuchać „Rise Of Chaos” od połowy. Hej, nie jest źle! Słyszałem gorsze albumy (żartuję). Moją uwagę skupiły „Analog Man” oraz zdecydowanie mój ulubiony – „Worlds Colliding”. Wkrótce do grona moich faworytów dołączył rozpędzony „Carry The Weight”. Gdyby tu było więcej takich utworów! Brzmieniowo album stoi na wysokim poziomie, nie ma się do czego doczepić. Mark Tornillo po raz kolejny wzorowo wywiązał się ze swojego obowiązku, a Hoffmann wygrał nam kilka ujmujących solówek (moje ulubione to te z „Koolaid” i „Worlds Colliding”). Jedynym, niestety istotnym mankamentem „The Rise Of Chaos” są same kompozycje. Pomimo lepszej drugiej połowy, tutaj nadal czegoś mi brakuje. Jakiegoś pomnika, z którym kojarzony byłby ten album, czegoś porywającego, jak to było z „Teutonic Terror” w przypadku „Blood Of The Nations”, czy z tytułowym „Stalingrad” w przypadku płyty kolejnej. Tego czegoś, co sprawiłoby, że „The Rise Of Chaos” nie byłby tylko kolejnym, poprawnie uczynionym materiałem Accept. I być może w kategoriach ogólnych album ten mógłbym uznać wręcz za bardzo dobry, jednak na poziomie Accept, jest on dla mnie co najwyżej dobry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz